Żenada

Dobrze, że Lech Wałęsa przeprosił za „durnia”.
Dobrze, że Lech Kaczyński wygłosił w Dublinie odczyt o Polsce i Unii Europejskiej.
Myślałem, że chociaż raz będę mógł się cieszyć, bo niektórzy Blogowicze ubolewają, że ciągle utyskuję i narzekam na rząd.

Niestety, trudno milczeć, kiedy czyta się to, co robią K&K. Używam bezbarwnego czasownika „robią” ze względu na szacunek dla godności, jakie piastują. Pan Prezydent nie złożył życzeń prof. Bartoszewskiemu z okazji jubileuszu, ponieważ wcześniej Jubilat podpisał list ośmiu krytykujący politykę zagraniczną. To naprawdę pożałowania godne zaniechanie i jeszcze bardziej żałosne uzasadnienie. Prezydent obraził się na sygnatariuszy listu i zerwał z nimi znajomość. Toż to jest reakcja infantylna, wręcz dziecinna. Najpierw, zaraz po liście „bandy ośmiu”, Prezydent potraktował autorów bardzo ostro i niesprawiedliwie, a teraz okazuje się, że w dodatku jest pamiętliwy, nie chce – nawet na chwilę – zapomnieć po to, żeby uhonorować jednego z najwybitniejszych Polaków. Tak postępując Lech Kaczyńskie źle przysłużył się urzędowi, który powierzył Mu naród.

Na domiar złego, dzień później z kolei premier dał upust swojej złości na media i na dziennikarzy. Odpowiadając na sugestię Pawła Wrońskiego z „Gazety Wyborczej” , że mediom należy się podziękowania za to, że eksponowały nadużycia WSI na długo przed raportem Macierewicza, szef rządu powiedział: „Chciałbym pana poprosić, żeby pan nie przekraczał roli, w której pan tutaj jest. PAN TU NIE JEST PO TO, żeby udzielać mi porad, co ja mam zrobić. Ja ich nie przyjmuję i ze względów indywidualnych, i ze względu na organ prasowy, którego pan jest reprezentantem – KTÓREGO SOBIE NIE CENIĘ; tak to można, najłagodniej mówiąc, określić. (…) Niezależnie od tego, co pisano przedtem, dzisiaj bardzo poważna część pracowników mediów – bo to chyba najwłaściwsze określenie – reaguje ze względu na swoich dysponentów właśnie w ten sposób.” (Podkr. – Pass).

Innym razem szef rządu powiedział, że „W normalnym kraju żaden dziennikarz bez zagrożenia kompromitacją i WYELIMINOWANIEM nie mógłby mówić tego, co w Polsce mówią dziennikarze”, a także, że „znaczna część mediów wchodzi w inna rolę niż ta, która powinna być przez media spełniana w warunkach państwa demokratycznego. To jest poza jakąkolwiek dyskusją”.

Otóż pan premier jest w błędzie – to nie jest poza dyskusją, lecz wręcz przeciwnie: poglądy szefa rządu na media mogą, a nawet powinny być przedmiotem dyskusji. K&K zachowują się w sposób napastliwy, pamiętliwy i mściwy, alergicznie nie cierpią krytyki i jej autorów, bez względu na to, czy chodzi o sędziwego Jubilata katolickiej prawicy czy młodego dziennikarza z laickiej centrolewicy (jeśli Paweł Wroński nie obrazi się za takie kreślenie).

Poziom „argumentów” JK („pan tu nie jest po to…organ, którego sobie nie cenię … pracownicy mediów reagują ze względu na swoich dysponentów”) wskazuje nie po raz pierwszy, że premier nie rozumie czym są wolne media w wolnym kraju i jeszcze w dodatku unosi się ze złości, ucieka się do drobnych złośliwości, nie umie kontrolować swoich emocji. Panu Premierowi wydaje się, że dziennikarze formułują swoje poglądy ze względu na swoich dysponentów. Pan Premier myli „pracowników mediów” z „pracownikami władzy”, takimi jak min. Szczygło.
 
Paweł Wroński jest świetnym publicystą, ale nawet gdyby był szeregowym, bezbarwnym dziennikarzem, szef rządu nie powinien go strofować, gdyż nie ma za co. Lekko ironiczna wypowiedź dziennikarza mieściła się w granicach przyzwoitości. Reakcja premiera (zwłaszcza słowa pod adresem „GW”) te granice przekracza. Można mieć rozmaite zastrzeżenia pod adresem „Gazety”, sam mam z nią na pieńku, ale szef rządu nie powinien przyłączać się do „gazetofobów”, tylko pamiętać, że zasługi „Gazety” znacznie przewyższają jej przewiny. A nawet gdyby było odwrotnie, to nie tyle media, co autorytarne, nie znoszące sprzeciwu, pogardliwe zachowania i poglądy ludzi władzy, stanowią prawdziwe zagrożenie.