Zawieszenie broni pod krzyżem
Nareszcie dobra wiadomość: jest porozumienie w sprawie krzyża, ustawionego spontanicznie, acz samowolnie, przed pałacem prezydenckim. Porozumienie zawarte przez organizacje harcerskie oraz Kancelarię Prezydenta, w obecności przedstawiciela Kurii, kładzie kres gorszącemu konfliktowi, który chyba nie mógł mieć miejsca w żadnym kraju europejskim, z Watykanem włącznie.
W czasie tego konfliktu symbol religijny stał się symbolem politycznym, narzędziem do walki z prezydentem – elektem i z urzędującymi władzami. Politycy PiS, z prezesem na czele, konsekwentnie wykorzystują emocje związane z katastrofą smoleńską oraz przywiązanie do krzyża celem podsycania konfliktu z prezydentem – elektem i Platforma Obywatelską. Pogróżki prezesa Kaczyńskiego pod adresem Bronisława Komorowskiego, że jeśli usunie krzyż, to będzie jak Napieralski lub Zapatero, świadczą, iż nawet pod krzyżem lider PiS nie liczy się ze słowami. Po odrzuceniu zapowiadanej przez siebie polityki miłości, zgody i pojednania, prezes PiS wykorzystuje każdą okazję do ataku, do zaostrzenia konfliktu, do zagęszczenia atmosfery, w czym pomocne są media publiczne i gorliwi zwolennicy w mediach prywatnych. Specjalnością prezesa Kaczyńskiego, jak i wszystkich demagogów, jest gra na emocjach – na uczuciach patriotycznych, religijnych, na emocjach ludzkich związanych z tragiczną śmiercią pasażerów samolotu prezydenckiego. Nie waha się wykorzystywać szlachetnych uczuć do niskich celów.
Konflikt o krzyż potwierdził, że Polska jest najbardziej konserwatywnym krajem w Europie, w którym państwo jest trzymane w szachu przez Kościół instytucjonalny, jego potężny aparat, media i miliony wiernych. W sprawach konfliktowych, takich jak nauczanie religii w szkole, komisja majątkowa, zapłodnienie in vitro czy wreszcie krzyż niezgody przed pałacem prezydenckim, państwo polskie jest słabe, niezdecydowane, cofnięte do defensywy. Ten sam Jarosław Kaczyński, który ma usta pełne „silnego państwa”, tym razem ostrzegał władze państwowe przed podniesieniem ręki na krzyż na Krakowskim Przedmieściu, mimo że symbolu tego w pobliżu nie brak – jest to ulica i dzielnica pięknych kościołów. W sprawie krzyża przed pałacem prezydenckim cynicznie zamilkły władze Kościoła (tłumacząc się, że nie one go stawiały i nie jest to teren kościelny), milczała prezydent Warszawy, Hanna Gronkiewicz – Waltz, milczał rząd RP, chcąc, żeby za żadną cenę nie zakłócić objęcia urzędu przez prezydenta – elekta oraz by Tusk nie został porównany z Gomułką, a Platforma – z komunistami.
Awantura o krzyż potwierdziła podział naszego społeczeństwa na Polskę A i na Polskę B. Jedna to Polska tradycyjna, zachowawcza, religijna, zazdrośnie strzegąca swojej władzy – od chrztu po pochówek, pełna obaw przed miazmatami Zachodu, przekonana, że tylko pod znakiem krzyża Polska jest polska, a Polak – Polakiem. Druga to Polska mniej na symbole wyczulona, otwarta, kosmopolityczna, pragmatyczna, praktykująca od święta i dla świętego spokoju, pozbawiona energii, by zebrać podpisy rodziców niezbędne do wprowadzenia nauki etyki w szkole lub by opowiedzieć się przeciwko szantażowi ze strony prawicy katolickiej. Przebieg konfliktu o krzyż potwierdza wyniki wyborów prezydenckich – podział Polski jest faktem, a siły są wyrównane. Na następny konflikt nie trzeba będzie długo czekać. Ledwo Polska przegrała w Europejskim Trybunale Praw Człowieka sprawę o ocenę z religii na świadectwie, a już wisi w powietrzu konflikt o zapłodnienie in vitro i jego finansowanie, przynajmniej ograniczone, z budżetu Państwa.
Cieszmy się więc z porozumienia, pamiętając, że jest to tylko zawieszenia broni.