Mówimy „Polska”, a w domyśle…
Moje trzy grosze do wypowiedzi prezydenta i premiera z okazji rocznicy Konstytucji 3 Maja, a także być może z okazji beatyfikacji Jana Pawła II.
Prezydent Komorowski słusznie upomniał się o Polskę, którą prezes Kaczyński coraz bardziej utożsamia z sobą i ze swoja partią. Komorowski dobrze mówił, że „nikt nie ma Polski na własność”, a także powiedział, że „serce boli”, gdy „święte słowa ‘Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie’” śpiewane są przeciw współczesnej, wolnej przecież, Polsce. Nawoływał do większej dumy z Polski obecnej, żeby mniej było pesymizmu wzajemnych oskarżeń, a więcej zadowolenia z osiągnięć. W ustach prezydenta takie podejście nie jest zaskakujące.
Wystąpienie prezydenta było polemiką ze stanowiskiem PiS, wedle którego obecna, III RP, coraz bardziej schodzi na psy, jest jakimś wynaturzeniem, na pewno nie państwem suwerennym , rządzonym przez demokratycznie wybranych przywódców, i to rządzonym z mniejszym lub większym powodzeniem. Katastrofa smoleńska jest świetnym tego przykładem i dlatego będzie eksploatowana bez końca.
Podobne nuty znalazły się w obszernej rozmowie Donalda Tuska z Tomaszem Lisem w TVP. Premier żartował z J. Kaczyńskiego, który jakoby wymyślił „patent na Polaka”, patent, w którym on sam, Donald Tusk, się nie mieści. „Nie jestem wielkim nauczycielem narodu polskiego”. Jeśli nie spełnia tego warunku, to widocznie nie nadaje się na premiera – powiedział. Władza – kontynuował Tusk – nie powinna ludziom mówić, jacy mają być, to dziedzictwo „po obłędnych ideologiach XX wieku”.
Dobrze, że prezydent i premier upomnieli się o Polskę i starają się złamać monopol na patriotyzm, jaki usiłuje stworzyć prawica. Wypowiedzi Komorowskiego i Tuska w tej sprawie są trafne i na czasie. Słuchając obu polityków, można było odnieść wrażenie, że słowa swoje kierują przede wszystkim do prezesa Kaczyńskiego i jego wyznawców.
„So far – so good”, jak mówią Anglosasi. Niestety, reszta wystąpienia Donalda Tuska, była co prawda słuszna, ale nie porywająca. Tusk bronił swojej filozofii małych kroków, pozytywnego podejścia mimo ciężkiej atmosfery, powoływał się na budowane autostrady, stadiony, boiska i przedszkola. Wszystko to prawda, ale brak mi było jakiegoś porywającego konkretu, celu, ba, a może nawet hasła. (Podobał mi się brak oznak radości w tym, co mówił premier o zabiciu ibn Ladena). Podczas gdy opozycja bez przerwy mówi o Polsce i o Smoleńsku, premier mówi wyłącznie o prozie życia, o sprawach praktycznych, przyziemnych. Tusk celowo kontrastuje swój pragmatyzm z populizmem i z demagogią. Co więcej – forma dostosowana jest u Tuska do treści. Był bardzo stonowany, matowy, za grosz porywający. Zupełnie nie jak przywódca obozu rządzącego na pół roku przed wyborami. Zręcznie omijał rafy w pytaniach (pomnik LK? Koalicja PO – SLD?), jak dobry narciarz – nie miał żadnego upadku ani nie wypadł z bramki, ale jego przejazd po prostu się dłużył.