GRANICE WOLNOŚCI
Zrobiło się gorąco wokół wolności słowa. Ogólniki są znane: „Fundament demokracji, wolność kończy się tam, gdzie narusza cudzą wolność lub dobra osobiste” etc., więc nie będę ich powtarzał. Ustawodawstwo i orzeczenia w Strasburgu idą w kierunku coraz większej wolności słowa, i uznania, że polityk musi mieć grubą skórę. – Chcesz być na świeczniku – licz się z tym, że będzie gorąco. Wyznaję bez bicia, że mnie ten kierunek nie odpowiada, nie podobało mi się, kiedy znani dziennikarze i dziennikarki zamykali się klatce przed Sejmem, w obronie dziennikarza skazanego za kłamstwo. Przejdę do nowszych konkretów.
SIKORSKI CONTRA CHAMY I ANTYSEMICI. Popieram działania ministra. Nie interesuje mnie dociekanie jego motywów, komentarze w rodzaju „naraża się narodowej prawicy, przesuwa się ku centrolewicy, działa z pobudek osobistych i rodzinnych”. Wszystko to są sprawy drugorzędne. Ważne, że minister, członek władz Platformy, buntuje się przeciwko antysemityzmowi i chamstwu w Internecie, wnosi pozwy cywilne, mobilizuje opinię, przez co zachęca innych. Pierwsze sukcesy (zamknięcie dwóch „platform” przez ich właścicieli) już są. Pełne zwycięstwo w tej wojnie nie jest możliwe, „no striemitsa nada”, jak mówią Rosjanie.
POLICJA PRZECIWKO „MATOŁOM”. Ten aspekt walki z kibolami mniej mi się podoba. Mandaty za „matoła” – nie! W sytuacji kiedy rząd, i osobiście premier, wypowiada wojnę kibolom, granica pomiędzy kibolstwem a polityką się zaciera, na stadionach, lub w ich pobliżu, pojawiają się transparenty anty-rządowe, atakujące premiera. To podoba się opozycji, która z kolei broni wolności słowa (czytaj: kibiców) etc. Czy karanie mandatami za takie hasła jest zgodne z prawem – nie wiem, zgodne z rozsądkiem chyba nie jest. Większy sens ma zamykanie stadionów, zakaz noszenia kominiarek etc. Każdego oddzielnego kroku nie potrafię ocenić. Wiem natomiast, że wojna wypowiedziana kibolom jest słuszna, mocno spóźniona, korzystna dla Polski i dla Tuska. Jego walka o spokój na stadionach zyska mu więcej przyjaciół niż wrogów. Odwołanie Euro 2012 byłoby klęską rządu. Jeden z blogerów zapytał mnie, co sądzę o liście otwartym Ludwika Dorna (skierowanym m.in. do mnie) w obronie „matołów” i happeningu, który zamierza zorganizować. Odpowiadam: Nie mam nic przeciwko, jest to fragment folkloru politycznego, a także zręczna forma kampanii b. marszałka o jak najlepsze miejsce na liście kandydatów PiS do Sejmu. Ale ja w kampanii Ludwika Dorna udziału nie wezmę.
ABW CONTRA ANTYKOMOR, czyli rewizja i rekwizycja w domu Ryszarda Frycza, właściciela strony AntyKomor.pl. Nigdy na tej stronie nie byłem, nie mogę więc skomentować jednoznacznie. Jeżeli prezydent był lżony i poniżany, to tego nie popieram. Osoby, które odwiedzają mój blog, wiedzą, że wielokrotnie apelowałem o kulturę i sam wypowiadam się w sposób wstrzemięźliwy. Byłem krytyczny w ocenie niektórych wyczynów posła Palikota. Niedawno wypowiedziałem się za dalszą moderacją naszego bloga, żeby nie dostało się tu chamstwo ani rasizm. Także w stosunku do poprzedniego prezydenta RP byłem powściągliwy, mimo krytycznej opinii wobec niektórych jego posunięć. W sprawie akcji ABW contra AntyKomor mógłbym się wypowiedzieć tylko znając treść tej strony. Jeżeli obrażano prezydenta, wymyślając mu np. od gestapowców czy ch…, to interwencja była dopuszczalna, jeżeli natomiast dworowano sobie z jego wad, śmiesznostek czy gaf, to ośmieszono prezydenta, prokuraturę i ABW.
W SUMIE jestem za wolnością w granicach przyzwoitości, przeciwko jej nadużywaniu. Uważam np., że gen. Petelicki ośmiesza się nazywając premiera Tuska „smarkaczem”, z którym w dodatku chce się spotkać (!). Grzegorz Braun ma prawo oceniać krytycznie kogo chce, ale nie powinien używać insynuacji w rodzaju „podający się za biskupa”, „łajdak” etc. KUL, ani „Rzeczpospolita”, która zamieściła rozmowę z p. Braunem, nie powinny być platformą takich poglądów – żadna wolność słowa tego nie uzasadnia. Wolność słowa nie usprawiedliwia np. wyzywania kogoś od prostytutki politycznej (jak to zostało w innym miejscu powiedziane przeciwko posłowi, który zmienił barwy polityczne), agenta czy oszusta (jeżeli brak dowodów). Namiot na Krakowskim Przedmieściu odsunąłbym na bezpieczną odległość od pałacu prezydenckiego. Owszem, przed Białym Domem w Waszyngtonie widuje się koczujących manifestantów, ale do siedziby prezydenta odległość jest dużo większa niż w Warszawie.
O tym, jak działa policja, przekonałem się kiedyś w Paryżu. W środku miasta zabrakło mi paliwa w samochodzie i musieliśmy go z żoną pchać. W oka mgnieniu pojawili się niezadowoleni policjanci, którzy jednak pomogli pchać nasz wehikuł. Kiedy zapytałem policjantów, dlaczego się tak denerwują, uświadomili mnie, że jesteśmy w pobliżu Pałacu Elizejskiego, gdzie nie wolno się zatrzymywać. Ani mi przez myśl nie przeszło, że besztając nas i kierując w boczną uliczkę, ograniczają naszą wolność.