KAŻEDMU WEDŁUG POTRZEB
Wydawało się, że komunizm jest martwy, a tymczasem zasada „Od każdego według jego możliwości – każdemu według jego potrzeb” nadal obowiązuje. Donald Tusk zauważył, że poseł Bartosz Arłukowicz, marnuje się w SLD, gdzie nie jest wykorzystywany „według jego możliwości”. Poseł czuł, że jego możliwości przekraczają sufit, który nad nim rozciągnął Grzegorz Napieralski, wyznaczając mu ewentualnie miejsce na liście kandydatów z Gdyni, podczas gdy elektorat B.A. jest w rodzinnym Szczecinie, albo w Warszawie. Możliwości i potrzeby Arłukowicza przerosły ramy SLD, gdzie Napieralski nie mógł go „wystawić” w Szczecinie, usiłował go skierować na tor samorządowy, słowem poseł, który bardzo zmężniał w komisji do spraw afery hazardowej, nie mieścił się na listach SLD. Z pomocą przyszedł Donald Tusk i Platforma, oferując stanowisko ministra w Kancelarii Premiera (dość zresztą sztucznie stworzone), ale i miejsce na listach PO. Dla Platformy to posunięcie bardzo zręczne: Cios w SLD, wyzwanie dla Napieralskiego w Szczecinie, a także dowód, że Tusk nie tylko wypycha z partii co bardziej nieprzeciętnych polityków (Olechowski, Płużyński, Rokita), ale umie również przyciągać.
Natomiast decyzję Arłukowicza przyjąłem z mieszanymi uczuciami. Odejście z drużyny w trakcie rozgrywek, przesiadanie się z łodzi na łódź w trakcie regat, jest dwuznaczne. Ja sam gram w drużynie „Polityki” od ponad pół wieku i życzę Bartoszowi Arłukowiczowi, żeby znalazł swoje miejsce na politycznej mapie Polski. Arłukowicz zdążył już wysłać strzałę pod adresem SLD, mówiąc, że z ramienia tej partii musiał stale głosować tak jak PiS. Niektórzy posłowie SLD, w tym wicemarszałek Sejmu, prześcigają się w złośliwościach pod adresem Arłukowicza – rozumiem rozgoryczenie, ale lepiej robić dobrą minę do złej gry, tak jak to zrobił Grzegorz Napieralski, dziękując posłowi i wyrażając nadzieję, że ten przyczyni się do uchwalenia ustawy o in vitro.
W tym kontekście myślę również o Adamie Bielanie, który rozstał się z PJN i zerka w stronę PiS. Teraz jego los zależy od prezesa Kaczyńskiego (być może wszystko jest uzgodnione). Bielan złożył formę samokrytyki i jak syn marnotrawny czeka pod bramą PiS, odbywa coś w rodzaju kwarantanny, prezes wpuści go, kiedy A.B. przestanie pachnieć perfumą PJN. Jarosław Kaczyński może być zadowolony – wraca polityk utalentowany i zarazem upokorzony. Dla PJN, które walczy i życie, to dotkliwy cios.
Na koniec zostawiłem logo polskiej prezydencji w Unii. Może nie jest genialne, ale jest dobre, do przyjęcia. Pogodne, optymistyczne, dowcipne (strzałko-ludziki) i polskie. Krytyka ze strony Moniki Małkowskiej w „Rz” (11 maja) też interesująca i zręczna, ale tak można skrytykować każde logo. Artysta, Jerzy Janiszewski, stworzył logo na miarę swoich możliwości, ale nie na miarę potrzeb dziennikarki. Te będą zaspokojone dopiero w Raju.